Piotr Bernatowicz
Utopie oswojone
Twórczość Renato Nicolodiego, której skromny wycinek można było obejrzeć w poznańskiej Galerii AT, dotyka kluczowego problemu minionego już XX wieku i staje się jego artystycznym podsumowaniem. Belgijski artysta wskazuje jednak, że wiek XX nie rozpoczął się wraz z paryskimi pokazami Matisse'a i Picassa. Wiek XX rozpoczął się znacznie wcześniej wraz z architektonicznymi wizjami Claude'a Nicolasa Ledoux i Étienne- Louisa Boullée, z monumentalnymi labiryntowymi więzieniami, rysowanymi przez Giovaimiego Battistę Piranesiego. Twórcy modernistycznych utopii architektonicznych czy tez architekci, służący dyktatorom - np. Albert Speer, powtarzają tylko wypowiedziane w XVIII wieku zdania.
Formy dwóch betonowych rzeźb Nicolodiego, pokazanych w Poznaniu, nawiązują do projektów wspominanych architektów-wizjonerów. Pierwsza, podłużna bryła jakby połowa przeciętego walca o zaokrąglonym końcu - gdy zajrzeć do środka, przypomina makietę jakiejś olbrzymiej hali, nakrytej gigantycznym w zamyśle sklepieniem, przeciętym podłużną szczeliną, przez która wpada światło. Podłoga tego pomieszczenia zagłębia sie trzema stopniami, ukazując otwór na najniższym poziomie, który sugeruje istnienie jakiejś dalszej głębi - tam nie dociera płynące z góry światło. Choć na stopniach nie ma miniaturowych postaci, które jednoznacznie identyfikowałyby formę jako architektoniczną makietę, można porównać ją do wizjonerskiego projektu gigantycznej biblioteki autorstwa Boullée. Biblioteka Boullée nie jest tylko magazynem książek - to świątynia wiedzy, monumentalna oprawa triumfującego racjonalizmu, który przybiera ramy irracjonalnego kultu. Czy śladem braku logiki w królestwie rozumu nie jest ów świetlik przecinający sklepienie dokładnie w najbardziej newralgicznym architektonicznie punkcie tej ciężkiej konstrukcji?
Pierwiastek irracjonalny jest wyraźnie obecny w drugiej formie - półkolistej niszy, wydrążonej w betonowym bloku, przed którą znajduje się podwyższenie. Prowadzi na nie system ramp, jakby wyznaczający drogę procesji, prowadzącej na to ołtarzowe miejsce, miejsce działania kapłana, pośredniczącego między otwartym placem przed wyniesieniem a tajemniczym bóstwem, skrywającym się w mroku głębokiej niszy.
Analogie parareligijne chyba dobrze podkreślają sprzeczność obecną w projektach wizjonerskich budynków, do których odnosi się Nicolodi. Z jednej strony, zdają się one zapowiadać przyszłość, tworzyć przestrzenną ramę dla nowego, lepszego świata. Tu z pewnością można przywołać projekty drugiego z wielkich XVIII-wiecznych utopistów, Nicolasa Ledoux, dla miasta Chaux. Wśród projektowanych budynków dla tego idealnego miasta, powstającego wokół królewskich salin, znajdowały się nie tylko te, których funkcje są nam znane - jak domy urzędników czy robotników, czy też bardziej zagadkowy budynek cmentarny, ale też takie, jak oikema, czyli budynek, w którym młodzi kochankowie byliby przygotowywani do życia seksualnego. Funkcję budynku podkreśla falliczny kształt jego planu. Architektura służy tu w otwarty sposób kontroli intymnej sfery życia, odsłania to wyraźnie tkwiący w niej pierwiastek autorytarnej władzy. Właśnie ten element - władza jest czynnikiem zakorzeniającym architektoniczne wizje w przeszłości. Niezależnie, czy będzie to władza odwołująca się do sfery duchowej, rozumu, postępu czy narodu. Służebność wobec władzy nieuchronnie wtłacza wizje przyszłości w mocno wyrobione koleiny przeszłości.
Dlatego baczna analiza prac Nicolodiego przypomina zagłębianie się w historię. Pochylając się nad jego rzeźbami, odnajdujemy w nich odbicie rozległych środkowo-europejskich, modernistycznych osiedli, betonowych bunkrów i umocnień czasów wojny, monumentalnych budowli nazistowskich Niemiec, wzniesionych w Norymberdze i tych niezrealizowanych planów Alberta Speera dla Berlina, które ponoć Hitler poprawiał jeszcze w bunkrze, podczas gdy realne miasto zmieniało się w kupę gruzu. Te wszystkie architektoniczne formy XX wieku odsyłają nas dalej, do wspomnianych już oświeceniowych architektów, aż do śladów starożytnych imperiów Rzymu i Egiptu, które - choć tak odległe czasowo - są przecież tak bliskie gigantomanii XX-wiecznych totalitarnych ustrojów.
Dwie rzeźby-makiety w podziemnych przestrzeniach Galerii AT wyglądają bezpiecznie, jak oswojone zwierzęta - poddają się oglądowi. Jak uśpiony dżinn ze wschodniej baśni, który został zamknięty ponownie w lampie. Pochylając się nad nimi, nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu powtarzania czyjegoś gestu. W pamięci powracała czarno-biała, archiwalna fotografia, ukazująca Adolfa Hitlera, wpatrującego się uważnie w białe bryły przyszłych budowli, umieszczone na makiecie nowej stolicy przyszłych Niemiec. Rzeźby Nicolodiego nie oddziałują, tylko poprzez swoja formę, w której kryje się wiele interesujących i niepokojących odniesień. Istotna jest także ta relacja: obiekt - widz, w której przyjmuje on czynną rolę osoby ożywiającej treści, tkwiące w formie. Ten aspekt psychologiczny jest niezwykle istotny. Choćby dlatego, że zwraca uwagę na ten kluczowy, pierwotny moment, kiedy utopia zaczyna przybierać kształty. To człowiek, który obejmuje swój projekt wzrokiem jest w stanie tchnąć
weń życie i następnie się w nim zagubić. Warto postawić pytanie, czy należy ożywiać coś, co w konsekwencji może nas uśmiercić? Najciekawsze w pracach Nicolodiego jest to, że nie dają wcale jednoznacznej odpowiedzi.
tekst ukazał się drukiem w czasopiśmie „Arteon” (maj, 2009)